sobota, 27 listopada 2010

autodestrukcja.

Pamiętam tą sesję jak dziś. Choć jest stara. Konkretniej - ma przynajmniej dwa lata.
Chcieliśmy z moim drogim przyjacielem Kurczakiem zrobić parę fotek. Wpadłam na pomysł by rozłożyć klawiaturę na części pierwsze i je wykorzystać. Klawiatury nie miałam, więc sms-owo zleciłam jej zdobycie Kurczakowi. Po dwóch minutach mieliśmy już klawiaturę. A nawet dwie.
Sama sesja też była urocza. Taśma klejąca, za mała koszula i autodestrukcja klawiszowo-kablekowa.
I tak powstały jedne z moich ulubionych zdjęć.

and goodbye cruel world :)

2 komentarze:

  1. bardzo udana sesja, kabel od klawiatury w uchu wydaje się sprawiać Kurczakowi radość xD

    OdpowiedzUsuń
  2. dobry kabel nie jest zły ;)

    OdpowiedzUsuń